7.09.2006

Bornholm I

Wyspa wypukła w sposób do góry...czyli brygada i czarny pocisk z ogonkiem na bornholmskiej śledziowni
No i pojechalismy na Bornholm...To moja pierwsza dalsza wyprawa na nowym rowerze poziomym i to jeszcze z nową przyczepką jednokołówką - zwaną dalej ogonkiem:)


Pierwszy etap troche szybki i na tempo. Oczywiście wina to zbierania się przydługiego i tak dalej. Ale i trochę farta było bo kolega Jarek wysoki jest i przytachał własne siodlo ze sztycą najdluższa jaką widział świat -  bo miał jechac na moim rowerze. Sztyca oczywiście sprawdzona na 5 min przed wyjazdem - nie pasowała:) - wiecej szcześcia niż rozumu bo moja okazała sie jeszcze dłuzsza i na swoim miejscu... Na całe szczęscie zarezerwowałem telefonicznie bilety jeszcze z Kopenhagi, coś mnie tknęło ale o tym dalej..
Z Osterbro do Køge jest 42km według 'map24'...Wytoczyliśmy się z Jarkiem ok 20:30 po drodze spotykając się z czekającym już Michalem. Po Kopenhadze wolniutko - światła, skrzyżowania i takie tam. Dotarliśmy na 45 min przed czasem..potem tylko przykrótkie błądzenie po Koge (zakaz wjazdu rowerem jest na głównym wjeździe do miasta od strony skrętu na prom) i na prawie 23:00 byliśmy na promowisku. Stoimy w kolejce, gadamy, ja miętolę kartkę z numerami rezerwacji i adresem kempingu na odwrocie. Przed nami ci co nie zarezerwowali odeszli z kwitkiem..cóż... Wreszcie my, nie bez przygód (pomylona cyferka) odbieramy bilety- płacimy zanosząc sie ze smiechu nad twórczością literacką duńczyków bo nazwiska uprzejma tele-rejestratorka zapisala na biletach komicznie. Wreszcie na promie lokujemy rowery, start sie opóźnia bo cośtam. Tylko ciasno tu, ale znajdujemy kawałek korytarza na graty i karimaty.
Stojaki rowerowe na promie

Rønne wita nas o 6 rano deszczem - pierwszy etap to promowisko-stacja benzynowa na ktorej wraz z bandą motocyklistów pod daszkiem urzadzamy popas śniadaniowy czekając na zmiane pogody.

Zjechaliśmy z promu - tu latarnia morska i co dalej?
Narada wojenna w deszczu


Jak się zdecydujecie to mnie obudźcie..
 (7 rano)
Przestało padać - ruszamy!


 Istotnie po chwili przestaje i można ruszyć na północ. Znów moja poziomka z ogonkiem stanowi atrakcję turystyczną. Co chwila stajemy na zdjęcia, wreszcie opuszczamy wraz ze ściezką rowerową miasto i jedziemy przepięknymi lasami. Zupełnym przypadkiem znajdujemy słynną wędzarnie śledzi - dopiero co przebudzoną, tylko puste stoły dookoła - gości na razie oprócz nas brak.

Wędzarnia w Hasle

Dwa śledzie


Akcenty narodowe - miałem tak reprezentować kraj:>

Już prawie nic nie pada...


 Niezadługo dalej robi się górzysto..pojawiają się serpentyny i diabelnie wąskie ścieżki w dól - a mnie z ogonem powyżej 40kmh jakoś niespokojnie miota na wertepach.

Piłowanie po serpentynach

Podjazd w całej okazałości


Potem podjazdy po żwirku.. Mam ciężki ten ogonek i odciążone tylne koło więc malowniczo wyrzucam ze zgrzytem tumany żwiru usiłując się nie zatrzymać - a na tę wycieczkę założyłem pedały i butki SPD więc jeśli nie zdążę się wypiąć na czas to bolesne bum. Unikam na szczęście wywrotki ale mam całe mokre plecy no i wlekę się niemiłosiernie <wymówka mode on> bo miałem za długi łańcuch i tylko najmniejsze 'górskie' przełożenie, aaa aa poza tym to coś tam tarło i w ogóle:) </wymówka mode off>

Widoki obok Jons Kapel


Potem przed Jons Kapel trochę sie gubimy..Znajdujemy na parkingu obok kawiarni i parkingu - po chwili z autobusu wysypuje się chmara Szwedów i komentują mój wehikuł..chyba się przyzwyczajam.

Zejście na sam dół do Jons Kapel

Słynna skała (na drugim planie:>)



Jons kapel to taka skała z której tutejszy mnich głosił chrześcijaństwo- upierałem się że go z niej zrzucili - a zresztą ciekawe jak tam właził i gdzie stali słuchacze? na łodziach?? A w ogóle to fajna jest i przepiekna droga nad klifami aż do samego Vang - niestety trudno-rowerowa (schody)więc od parkingu lepiej spacerkiem.. przynajmniej narazie nie dla mnie - ale się wprawie:)

No i dalej w kolejne góry. Po kilkunastu kilometrach przeplatanych żwirkiem, grupkami rowerzystów i z lekka zepsutym błotnikiem Jarka - sakwa się wypadła - dotarliśmy do zamku Hammershus.

Hammershus - zamek, a raczej jego ruina


Tu podobno widać Szweda Szwecję

Sami Polacy


Potężna budowla obecnie w rozkładzie ale widoki wspaniałe.. na jakiś koncert też by super było, na górze sporo polskiego tu i uwdzie bo i ludzi też niemało.
Piękne miejsce - wstęp gratis, widoki bezcenne.

 Podobno jak nie ma mgiełki widać Szwecję, nam się wydawało że widać:) Potem ruszylismy dalej znajdując po drodze sprawcę całego zamieszania z zamczychem czyli potężny kamieniołom.

Sprawca zamieszania z zamkiem - kamieniołom


Klimatyczne miejsce z klockami do zabawy po 100 ton każdy. Potem zjechaliśmy do Allinge gdzie dopadliśmy market Netto gdyż niedługo zamykano wszelkie sklepy. Nakupiłem pół sakwy dobra - chłopaki podobnie - wszak na cały nastepny dzień też. Potem zrobiliśmy sobie piknik, wśród opadu przelotnego ciągłego niestety. Znaleźliśmy fajna bibliotekę, ów piknik w rzeczy samej, kolorowe uliczki i ładny port z mozliwością udania sie na mikro-wysepkę Christianso - kiedyś skorzystamy.
To nie kościół a biblioteka!

Emm.. jaki piknik?!?


Później był największy, najwspanialszy i w ogóle naj bo Duński (tu taadaamm i flaga [-+]) wodospad mający 20m.

Po skosie.
No ale jest i ciurka.. ustaliliśmy że bywa wiekszy jak ktoś nie korzysta z kibelka na pobliskim parkingu oraz podobno na wiosnę. Nie chciało nam się czekać, a kibelek miał powodzenie więc ruszyliśmy dalej. (Z powodów technicznych wodospad nie załapał się na zdjęcie bo nie zasłużył)

 Po dotarciu do Gudhjem czyli stolicy wędzonego śledzia ze szczypiorkiem i rzodkiewką oraz jajkiem (Sol over Gudhjem).
Sol over Gudhjem  *propozycja podania


 Zastaliśmy pięknie położone miasteczko artystów, malarzy, kolorowych domków, nieodłącznej flagi, pomarańczowych skałek i dzikiego kotka. Jest pieknie i kameralnie i  mają fajny wiatrak.
Fajny wiatrak - obowiązkowa fotka z Bornholmu
Tam na dole jest jedzenie oraz lokalne koty


 Potem był dłuuugi podjazd - gdzie zgubiłem litr wody przez plecy, po drodze piramidalna wieża cisnień, oraz Svaneke z fajnym portem, lodami i miejskim festynem.
Podjazdy

Koniec podjazdu - uzupełniamy płyny i szukamy płuc


Posiedzieliśmy trochę i udaliśmy się w stronę noclegu.
Nocleg znajdował się na kartce, a kartka po krótkich ustaleniach znajdowała się na biurku promowiska w Køge gdzie to ją wręczyłem kasjerowi. Mając dane pamięciowe: "Kemping jest na drodze pod kątem 30 stopni ok 5km od centrum Nexo na północ, nazwę ulicy jak zobacze to poznam" ruszyliśmy jak to się mówi chyżo gdyż się zaczeło sciemniać. Po dwóch konsultacjach trafiliśmy na jeden z niewielu 'primitive camping'.
Infrastruktura primitive camping

Podstawową zaletą jest legalność (dziczyzna na Bornholmie jest oficjalnie zabroniona) oraz cena. Jeno 15kr od głowy. Do dyspozycji jest łączka, stolik, beczka z wodą.

Toalety znajdują się ok 1km niżej na fermie:) (prysznic dodatkowo płatny - uprasza się o 'respect' dla kołchoźników tj. farmerów którzy mają tam pierwszeństwo). Stały już dwa namioty jednak w skandynawskiej odległości od siebie.

Szybko (milczeniem pominę pewne fakty) rozlożyliśmy obóz i już przy lampce szybka kolacja i spać.
Słoneczny poranek - w tle więcej infrastruktury.


Rano zgodnie z opisem wyczytanym na stronie o Bornholmie - przyświeca słoneczko i nie pozwala zaspać. Zwineliśmy się i sturlaliśmy już z dobytkiem do farmy. Nieco z zaskoczeniem przyjęto od nas 45kr (chyba rano było:)) dokonaliśmy obrządku sanitarnego i w drogę.

Gdy chrumkanie zamilkło na horyzoncie zaczął się upał..chcąc nie chcąc wróciliśmy do Nexø skąd już 'interiorem' pocieliśmy w stronę Rønne.
W interiorze było gorąco


 Po drodze było gęsiowe miasto Aakirkeby,

Tu są Gęsi i oaza napojowa.


 kościół okrągły w Nylars i śledź na daniowo w podobno słynnej wędzarni. poznaliśmy metodę odościowania po bornholmsku ja też dostałem wersję na wynos ekstra wskutek niedogadania ale warto było.
Śledziownia, quality testing team.

Zjechalismy do Arnager

Kąpiele słoneczne i morskie


gdzie udało się wymoczyć w morskich odmętach i cóż szybkim tempem na prom do Ronne gdzie musieliśmy być już przed 14:30.

I z powrotem na promie.. znajome stojaczki


Na następny raz pozostało: zwiedzanie Rønne, pagórki w centrum wyspy i kilka nieodwiedzonych kościółów - najlepszy pretekst by tu jeszcze wrócić!
Nasza trasa wycieczki


A podczas wieczornego rajdu Køge-Kopenhaga (prom przypływa ok. 20) mieliśmy śliczny wiatr w plecy :)


Mała statystyka:
07.07.06 Kopenhaga - Køge 45km
08.07.06 Rønne - Hammershus - 'primitive kemping' k.Nexø 82km
09.07.06 Nexø - Aakirkeby - Rønne 51km,  Køge- Kopenhaga 45 km
------------
Razem 223km  



Dane i porady praktyczne:


  •  Prom płynie Køge-Rønne 6-6,5h i kosztuje 256Kr (w jedna stronę z rowerem)
  •  Prom rezerwuje się bezpłatnie telefonicznie (warto).
  •  na promie są fotele do spania, można rozkładać karimaty z czego korzystają beztrosko wszyscy więc warto być pierwszym. Jest też wspólna sala do spania co odkryliśmy później!
  •  na pokładzie samochodowym są stojaki rowerowe i dużo miejsca na sprzęt
  •  kemping 'primitive'  kosztuje 15Kr (20kr - inflacja) (jest ich 5 na Bornholmie) 
  •  śledź w wędzarni od 28Kr
  •  danie w restauracji od 150 Kr
  •  fastfoody w miejscowościach od 35Kr za bur-cośtam-gera
  •  Netto (najtańsze sklepy) są napewno w: Rønne, Nexø i Allinge
  •  jeśli jedziesz na północ warto wziąść górski rower.
  •  w miejscowościach bywają zakazy ruchu rowerowego (dreptaki)
  •  lody duże od 17Kr (Svaneke) - polecamy lokalne wyroby!
  •  ścieżka rowerowa nad wybrzeżem kołuje i wodzi za nos - ale jest widokowa. Oznakowanie widoczne  ale nastawiłem się na więcej- bywają zmyłki. Czasem przeszkadzają anty-samochodowe 'bramki' (szczególnie dla takich long-vehicle jak ja:D ). 
  •  W sezonie ruch spory. Infrastruktura : parkingi, toalety z ciepłą wodą- darmowa i w super stanie. Fajne tablice informacyjne w 3 językach (DK,S,GB).
  •  WARTO chodźby tylko na weekend!