5.04.2012

Frederiksværk i okolice - majówka.

Z okazji nieco przesuniętej duńskiej majówki która w tym roku obejmowała tu okres 4-6 maja wybraliśmy się na mały objazd północnej Zelandii.
Żonka robiła za pojazd bagażowy, ja tymczasem zaopatrzylem sie w pojazd wyścigowy z wypożyczalni;)


Tak przywiozłem tę maszynę po drodze z pracy:
Dałem też do wypróbowania:

A więc z samego rana zapakowaliśmy się w pociąg aby odbić się jak najdalej od miasta co oznaczało zapakowanie rowerów w kolejkę podmiejską S do Høje Tåstrup i start już na przedmieściach.
Pięć kół, a zajmujemy tylko dwa miejsca (sposób działa tylko na pierwszym stanowisku w rowerowym wagonie)

Po wypakowaniu się jechaliśmy sobie przez piękne pagórkowate tereny:
Czasem oznaczało to studiowanie mapki aby zorientować sie w labiryncie wiosek wzdłuż Roskilde Fjord:

Powolutku zdobywaliśmy kilometry, pogoda straszyła ale głównie popychał nas dzielnie wiatr.
Przerwa na papu i leżakowanie:
Potem okazało się, że tradycyjnie nieco błądzimy po bezdrożach - mój rowerek okazał się tu dość ciężki w prowadzeniu w takim terenie i wytrzęsło mną porządnie.


Pod wieczór dojechaliśmy do celu gdzie czekało na nas fajne miasteczko oraz zarezerwowana chatka kempingowa.

Nasza chatka:

Żonka znalazła kotki:
 Oboje obfotografowaliśmy rzekę wzdłuż i wszerz:

I znaleźliśmy niespodzianki w sklepie z pełnym asortymentem kiczu:



Rankiem na kempingu pełne słoneczko i ochota do jazdy:


Drobny postój w celu uzupełnienia paliwa (kawa i ciacho)

Lokalne górki Tibirke Bakke:

 Nawet udało się nam wdrapać na maksimum lokalne i rozejrzeć dookoła.

I dalej w drogę do morza.

W lesie w Tidsvildeleje znaleźliśmy nie lada atrakcję.



Było pięknie!


Plażowanie..

Panorama plaży w Tidsvildeleje.
Wróciliśmy przez Helsinge (gdzie upolowaliśmy coś w rodzaju obiadu) i  Hillerød gdzie dobiliśmy do końcowego innej linii kolejki podmiejskiej.