8.25.2012

Karlskrona Bike Marathon II

I tym razem postanowiłem wziąść udział w tej imprezie. W tej edycji zaopatrzylem się na weekend w pożyczony rower z lokalnej "biblioteki rowerowej" - nowiutki poziom Optima Baron. Po załadowaniu akcersoriów niezbędnych do spędzenia prawie 3 dni w Szwecji i zaimprowizowaniu naprędce podgłówka z podróżnego jaśka - wyruszylem.




Jak zwykle wybrałem pociąg relacji Kopenhaga - Karlskrona,ale mimo że udało mi się wyrwać z pracy wcześniej, sporo czasu straciłem szukając kempingu pod Karlskroną na którym miałem zarezerwowany nocleg. Znów chaos ścieżek okazał się mieszanką błądząco-genną. Kemping jak to w Szwecji bezobsługowy - klucz w specjalnej skrzynce do której dostałem się dzięki kodowi przekazanemu przez telefon. Miałem do dyspozycji miły domek 4 osobowy z ogrzewaniem i telewizją. Szkoda tylko że karta kempingowa którą otrzymałem nie miała kredytu na ciepłą wodę z prysznica - urządziłem sobie za to generalne mycie w pustej o tej porze roku umywalni. Na całym kempingu było może dziesięciu rezydentów w przyczepach - jesień idzie.

Rano dotarlem bezproblemowo na start gdzie po odebraniu numerów wkrótce wystartowaliśmy.


Tym razem byłem już rozpoznany (i może nawet sławny) i jak zwykle jedyny na tego typu sprzęcie.
Tym razem wybralem trasę krótką  (140+90km) i muszę powiedzieć, że ani kondycja ani rower mnie nie zawiodły. Ambitnie postanowiłem wreszcie pościgać się nieco:)

Pierwszy przystanek na rodzieleniu tras:
Potem pogoda nam się nieco popsuła i zaczęło dość poważnie padać, na tyle że zrezygnowalem z obiecującej kąpieli w basenie.
Meta po 140km została zorganizowana tuż przy wjeździe na stare miasto, gdzie też usytuowano ostatni bufet posiłki i napoje regeneracyjne (czyt. piwko). Bardzo ładne miasteczko - pogoda też poprawiła się znacznie. Miałem czas by powłóczyć się po malowniczych uliczkach, zrobić drobne zakupy i sporo zdjęć. Nocleg potem dokładnie w tym samym miejscu co rok temu (hotel w ośrodku sportowym). Z uwagi na zamieszkanie zakwaterowano mnie z bardzo sympatycznym Szwedem, który okazał się mieć sporo do czynienia z moją branżą - więc tematów na dyskusje nam nie brakło i mogłem poćwiczyć duński w wersji szwedzkiej.



A to już dzień drugi i ponowny start do drugiego etapu 90 km:


Jeden z bufetów po drodze:
Trasa z mojej perspektywy:
Finalny pomiar czasu na przedmieściach Karlskrony:
I meta honorowa wraz z odebranym trofeum. W tym roku były to Szwedzkie flagi z dedykacją dla zawodników.
Wielkie dzięki wszystkim za świetną imprezę! Pogoda mimo lekkiego załamania dopisała, załoga też, a na następny rok Andrzej obiecał nam nową trasę. Do zobaczenia!